Natchnienie przychodzi przy sztaludze. Dlatego w bezkresie tych słów robaczych, krążących jak biedne wijki wokoło wylotu wanny, próbuję kolejny raz wyrazić wygląd, dźwięk i wszystko, co niosą me myśli. Daremnie przepuszczam czas pomiędzy nogami. Niby idę, a jednak, gdybym zatrzymał się nie byłoby za mną śladów.
Pisać, trzeba mi zostawiać. Kreślić, trzeba mi by żyć.
Po bliskiej osobie dostałem kilkanaście zaschłych tubek z kolorami. Jeszcze tylko porwane prześcieradło, płaszczyzna, pamięć i...