Jadę do Portugalii rowerem. Przez półtorej godziny, z Cieplakiem i SzaZą mijam vulgarisy i płowe sarny, leczę kolano, gram w piłkę z francuską drużyną futbolową, przez kilka chwil jestem Apaczem. Mój rower daje mi szansę na dojechanie po horyzont, a nawet kilkanaście razy dalej. Część, która pozostała nie wierzy w wycieczkę dalej niż do Francji. I tak byłoby cudownie. Z własnymi myślami, taplając się w asfalcie, podkręcając śrubki i pompując dętki, chciałbym oderwać się od komputera, internetu, gugla. Dukaj mówi, że formatuje nam mózg. Google, nie on. Że uczestniczymy w pisaniu wielkiej guglowej powieści. Wolę wprowadzić erratę do tego tekstu. Usuńcie mnie z indeksu.
Chaos.
Chcę kręcić łańcuchem...
Chcę czuć wiatr i zmęczenie...